-T..tata? - powiedziałam oszołomiona stając w progu salonu.
Wszyscy momentalnie spojrzeli w moim kierunku. Emocje wzięły górę. Z oczu popłynęły łzy.
-Abigail - powiedział z uśmiechem i wstał z kanapy - córciu..
Momentalnie do niego podbiegłam i rzuciłam mu się w ramiona. Przytuliłam go tak mocno, jakbym miała nigdy więcej go nie puścić. To był on. Naprawdę on. Ten wspaniały, cudowny, kochany człowiek, za którym tak bardzo tęskniłam. Był właśnie ze mną. I chciałam, żeby został już na zawsze. Nie chciałam go puszczać, ale niestety musiałam.
-Skąd ty się tu wziąłeś? Jak..? - kontynuowałam.
-Mama zadzwoniła - odpowiedział po prostu - powiedziała, że koniecznie muszę przyjechać do Londynu i się z wami zobaczyć. Nawet sobie nie wyobrażasz jak się zdziwiłem. Po kilku latach milczenia nagle dostaję telefon.
-Ty? - spojrzałam na matkę - sprowadziłaś go tu?
-Ja.. tak. Musiałam.
-Ale dlaczego?
-Powiedziała mi, że dostałaś się do Drasblow School. Do swojej wymarzonej szkoły - odpowiedział tata - nie mogłem nie przyjechać. Byłem na rozpoczęciu. Słyszałem jak śpiewasz. To było tak niesamowite i piękne. Jestem z ciebie tak bardzo dumny - pocałował mnie w czubek głowy.
-Zaraz, zaraz. Chwileczkę. Byłeś na rozpoczęciu? I nic mi nie powiedzieliście? - nie mogłam uwierzyć własnym uszom.
-To miała być niespodzianka - powiedziała mama - ale byłaś tak zajęta i zabiegana, że nie chcieliśmy przeszkadzać. Chcieliśmy się spotkać z tobą w domu, ale dotarliśmy do niego, jak wsiadałaś do jakiegoś samochodu i jechałaś w niewiadomym kierunku.
-Przecież mogłaś zadzwonić! Natychmiast bym wróciła! - zdenerwowałam się.
-Córciu spokojnie - powiedział ojciec - zostaję w Londynie cały tydzień. Jeszcze zdążymy się sobą nacieszyć.
-Boże, tak bardzo się cieszę, że tu jesteś - powiedziałam i znów się do niego przytuliłam - nie mogę uwierzyć, że to naprawdę ty..
-To ja skarbie. Teraz przepraszam, ale muszę uciekać. Za niedługo zamykają hotel i już mnie nie wpuszczą. Zobaczymy się jutro.
-A nie możesz zostać tutaj?
-Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Zresztą mam już opłacony nocleg. Zobaczymy się jutro. Przyjadę po ciebie po szkole i spędzimy ze sobą cały dzień. Zgoda?
-Zgoda.
-W takim razie dobranoc - ucałował mnie w czoło, ostatni raz przytulił i wyszedł.
Gdy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, nadal stałam w miejscu zdezorientowana. Właśnie zobaczyłam się z ojcem, którego nie widziałam kilka lat i byłam z nim umówiona na następny dzień. Czy mogło być lepiej?
-Abigail, możemy porozmawiać? - usłyszałam głos mamy.
-Jestem zmęczona - powiedziałam twardo - może jutro. Dobranoc mamo.
-Ja.. no dobrze. Dobranoc.
Wyszłam z salonu i poszłam prosto do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic, zmyłam makijaż, przebrałam się w piżamę i położyłam się do ciepłego łóżka. Okryłam się kołdrą i zasnęłam jak gdyby nigdy nic .
Następnego dnia obudziłam się o 7:00. Szybko poszłam pod prysznic, umalowałam się i brałam się w TO. Spakowałam wszystkie potrzebne książki i zeszyty i gotowa zeszłam na dół. Wpadłam do kuchni i zrobiłam sobie śniadanie, które składało się ze zbożowych płatków z jogurtem. Przed pierwszym oficjalnym dniem nauki miałam wielkie nerwy. Drasblow School. Spełnione marzenie. I o wiele więcej możliwości. Gdy wychodziłam z domu, myślałam tylko o tym, jak sobie poradzę. I dopiero w samochodzie przypomniałam sobie o kolejnym spełnionym marzeniu. Spotkanie z ojcem. Tak bardzo się na nie cieszyłam. Zegarek wybijał 8:45 gdy wjechałam na szkolny parking. Wiedziałam, że ja za 15 minut zacznę lekcje, a chłopcy wsiądą w samolot do USA. Wyjęłam telefon i napisałam krótką wiadomość do Zayn'a. "Udanej trasy, dajcie z siebie wszystko! Już za Tobą tęsknię.. Kocham, Abbie <3". Kliknęłam "wyślij" i schowawszy telefon z powrotem do kieszeni, wysiadłam z samochodu. I właśnie wtedy zauważyłam Daisy. Szarpała się przy samochodzie z jakimś chłopakiem. Płakała. Krzyczała żeby ją puścił. Ale to było na nic. Chciałam do niej podejść i jakoś pomóc, ale właśnie w tym momencie chłopak spojrzał prosto na mnie. Syknął coś do niej, pchnął ją na beton, wsiadł do czarnego BMW i po prostu odjechał z piskiem opon. Dopiero wtedy do niej podbiegłam.
-Hej, nic ci nie jest? - spytałam i kucnęłam przy niej.
-Wszystko w porządku, naprawdę - odpowiedziała pośpiesznie, otarła twarz z łez i szybko wstała - to nic takiego. Nie przejmuj się mną.
-Ale przecież..
-Nie interesuj się tym! - krzyknęła - najlepiej zapomnij, że cokolwiek widziałaś. Tak będzie lepiej i dla ciebie i dla mnie. Proszę..
Po tych słowach odwróciła się i pobiegła w kierunku szkoły zostawiając mnie samą. Stałam przez chwilę zdezorientowana, ale w końcu poszłam w jej ślady. Na pierwszej lekcji miałam zajęcia wokalne w sali 115. Wyjęłam z torby małą mapę szkoły i szybko znalazłam odpowiednią klasę. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo brakowało mi chłopaków. Bo oprócz nich i Brit nie znałam tam kompletnie nikogo. Byłam sama jak palec. Gdy zadzwonił dzwonek, odetchnęłam z ulgą. Zajęcia prowadziła pani Nina. Aż dziwnie było mówić do niej per "pani". Ale mus to mus. W sali stały instrumenty, a w gablocie na ścianie ułożone były mikrofony i różnorodne sprzęty. Nie było ławek. Krzesła ustawione były w półkolu, tak, żebyśmy wszyscy mogli się widzieć. Zajęłam jedno z wolnych miejsc, założyłam nogę na nogę i z niecierpliwością czekałam na rozpoczęcie zajęć. Po jednej z moich stron usiadła jakaś dziewczyna, a po drugiej chłopak.
-Hej piękna - usłyszałam szept od strony chłopaka - jak mam na ciebie mówić? Stokrotka, anioł czy słonko?
-Po prostu Abbie - odpowiedziałam sztywno.
-Ah tak. Bardzo ładne imię. Ale chyba jednak wolałbym "słonko". Będzie ci to przeszkadzać?
-Człowieku, ale ty jesteś nachalny - przewróciłam oczami.
-Miło mi, Martin jestem - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Współczuję, że wpadłaś na niego już pierwszego dnia - tym razem odezwała się dziewczyna.
-Och daj spokój dzióbku - powiedział do niej - nie jestem aż taki zły!
-Uwierz mi - powiedziała do mnie - jeżeli raz powiedział do ciebie "słonko" to będzie mówił tak cały czas. A w ogóle to jestem Chloe.
-Abbie, miło cię poznać - podałam jej rękę, którą uścisnęła i uśmiechnęłyśmy się do siebie.
Naszą rozmowę przerwała nauczycielka, która prosiła o ciszę. Lekcja się zaczęła. Pani Nina serdecznie nas powitała, omówiła tematykę zajęć, przedstawiła plan oceniania i od razu przeszła do rzeczy.
-Teraz chcę sprawdzić wasze umiejętności wokalne. Proszę, aby każdy z was po kolei zaśpiewał refren swojej ulubionej piosenki. To tak na rozgrzewkę. Nie macie się czego wstydzić, w takiej grupie będziemy pracować do koń.. - nie skończyła, bo w tym momencie do klasy wpadła Daisy.
Wszyscy spojrzeliśmy w jej kierunku. Zrobiła się czerwona na twarzy i spuściła wzrok.
-Miło, że do nas dotarłaś dziecko - powiedziała do niej nauczycielka.
-Ja.. przepraszam.. nie mogłam znaleźć sali.. - powiedziała zmieszana.
-W porządku. Tym razem ci wybaczę. Siadaj i staraj się uczestniczyć w zajęciach.
Kiwnęła tylko głową i zajęła ostatnie wolne miejsce. Lekcja toczyła się dalej. Każdy po kolei śpiewał fragment ulubionej piosenki. Gdy przyszła kolej na Martin'a musiałam przyznać, że głos ma niesamowity. Taki czysty, głęboki i z lekką chrypką, która tylko dodawała mu uroku. Kiedy skończył, nadeszła pora na mnie. Wstałam i zaśpiewałam refren "Skyscraper". Widać było, że nauczycielka była zachwycona. Uśmiechała się do mnie ciepło i kiwała głową z uznaniem. Zresztą, w tej grupie nie było ani jednej osoby, która nie umiała śpiewać. Wszyscy mieli ogromny talent i widać było, że kochają śpiew równie mocno jak ja. Powoli zbliżaliśmy się ku końcowi. Została już tylko Daisy. W sumie sama nie wiem czego się po niej spodziewałam. Była taka cicha, skryta i tajemnicza. Za nic nie mogłam jej rozszyfrować. Ale gdy zaczęła śpiewać, na chwilę przestałam oddychać. Jej głos był tak delikatny, melodyjny i piękny, że aż chciało się słuchać. Nie chciałam, żeby kończyła. I w myślach dziękowałam dyrektorowi, że przyjął ją do tej szkoły. Gdy lekcja dobiegła końca,wyszłam z klasy w towarzystwie Chloe i Martina. I wcale nie miałam nic przeciwko temu. W końcu nie musiałam być sama. Byli naprawdę mili i od razu ich polubiłam. Siedzieliśmy razem praktycznie na każdej lekcji. Przed dzwonkiem na ostatnie zajęcia podeszła do mnie Daisy. Zdziwiłam się tym nagłym zainteresowaniem moją osobą.
-Przepraszam - powiedziała po prostu - przepraszam za moje zachowanie dziś rano. Nie powinnam była tak na ciebie naskakiwać..
-Nic się nie stało - odpowiedziałam z uśmiechem - na twoim miejscu pewnie zachowałabym się tak samo..
-Ale ja naprawdę nie chciałam. Na ogół się tak nie zachowuję..
-Oj, już się nie przejmuj. Przecież się nie gniewam.
Daisy uśmiechnęła się do mnie ciepło i już chciała odejść, ale ją zatrzymałam. Nie wiem co mnie do tego podkusiło. Po prostu coś mnie do niej ciągnęło.
-Hej, a może chciałabyś usiąść ze mną na instrumentach?
-Ym.. tak, jasne. Z miłą chęcią.
Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale w tym momencie rozległ się dźwięk dzwonka oznajmującego koniec przerwy. Chloe i Martin już na mnie machali, ale wskazałam im Daisy i pokręciłam przecząco głową. Podnieśli kciuki na znak, że rozumieją. Wkrótce zjawił się nauczyciel i weszliśmy do klasy. Tym razem ławki były dwuosobowe, co bardzo mi pasowało. Zajęcia prowadził jakiś młody mężczyzna. Tak na oko 30-letni. I do tego całkiem przystojny. Była to lekcja organizacyjna, więc minęła zdecydowanie szybko. Gdy zabrzmiał ostatni dzwonek, wzięłam torbę i razem z Daisy wyszłyśmy ze szkoły. Zatrzymałam się na schodach i rozejrzałam się dookoła. Ani śladu ojca.
-Nie idziesz? - spytała dziewczyna patrząc na mnie niepewnie.
-Nie, czekam na kogoś - odpowiedziałam ciągle się rozglądając.
-W porządku. W takim razie do zobaczenia jutro.
-Tak, do jutra.
Przez chwilę patrzyłam na jej oddalającą się sylwetkę. I właśnie wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że przez cały dzień nie widziałam Britney. Nie miałyśmy dzisiaj ani jednej wspólnej lekcji. Niby byłyśmy w tej samej klasie, ale gdy ja śpiewałam, ona tańczyła. W tygodniu miałyśmy ze sobą tylko kilka lekcji. Całkowicie nie mogłam przyzwyczaić się do takiego podziału. W normalnej szkole uczyłam się matematyki, biologii, geografii, chemii i innego dziadostwa. Tutaj tego nie było. Były zajęcia wokalne, choreografia, pisanie tekstów, gra na instrumentach, ruch na scenie i inne ciekawsze rzeczy. Szkoła idealna. Parking powoli zaczął pustoszeć. Zostało raptem kilka samochodów. A taty nadal nie było. Usiadłam zrezygnowana na schodach i nadal czekałam. Mijały minuty, a nikt się nie pojawiał. Już miałam wsiąść do swojego autka i po prostu odjechać, gdy nagle zza bramy wyjechał biały samochód. Na początku go nie rozpoznałam. Dopiero po chwili zauważyłam znajomą postać siedzącą za kierownicą. Uśmiech momentalnie pojawił się na mojej twarzy. Przyjechał. Wstałam, przerzuciłam torbę przez ramię i podbiegłam do niego. Otworzyłam drzwi i zajęłam miejsce pasażera.
-Cześć tatuś! - przywitałam się z nim buziakiem w policzek.
-Cześć skarbie. Długo czekałaś?
-Nie, tylko chwilkę - skłamałam - co mamy w planach?
-Zabieram cię do kina. Potem na obiad i lody. A na koniec się ewentualnie zobaczy. Pasuje?
-Pasuje - uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił.
Wyjechaliśmy z parkingu i skierowaliśmy się w dobrze znanym mi kierunku. Kino. W sumie nigdy nie spędzałam tam zbyt wiele czasu. Wybraliśmy pierwszy lepszy film i weszliśmy do ciemnego pomieszczenia z wielkim ekranem. Zajęliśmy wyznaczone miejsca i zajęliśmy się oglądaniem. Komedia była naprawdę śmieszna. W połowie filmu płakałam już ze śmiechu i trzymałam się za brzuch. Tata tak samo. To był dobry wybór. Po seansie wyszliśmy z budynku z wielkimi uśmiechami na twarzach i pojechaliśmy na obiad. Restauracja nie była droga. Można powiedzieć przeciętna. Ale jedzenie mieli znakomite. Cały czas rozmawialiśmy i śmialiśmy się z czego popadnie. Opowiedziałam mu chyba całą swoją historię. Tata odwdzięczył się tym samym. W naszym życiu wiele się zmieniło. I pewnie jeszcze wiele miało się zmienić. Nie dbaliśmy o to. Najważniejsze było tu i teraz. Po obiedzie, jak zapowiedział ojciec, poszliśmy na lody. Z rożkami w ręku spacerowaliśmy po parku. Czas leciał tak szybko. Miałam mu jeszcze tak wiele do opowiedzenia.
-Przepraszam - powiedziałam w pewnym momencie, gdy usiedliśmy na jednej z ławek.
-Przepraszasz? Ale za co? - zdziwił się.
-Za to, że nie odpisałam na ani jeden z twoich listów..
-Ah to.. to naprawdę nic takiego.
-Tato, ty nie rozumiesz! Odpisałabym ci. Dałabym ci odpowiedź na każdy z nich. Gdybym dostała je na czas..
-O czym ty mówisz? - spytał podejrzliwie.
-No bo.. wszystkie twoje listy znalazłam w garażu.. w jednym koszyku.. nie dostałam ani jednego.. gdybym ich nie znalazła, to pewnie do tej pory bym o nich nie wiedziała.. mama je przede mną schowała. Przepraszam..
-Ale ty nie masz mnie za co przepraszać skarbie! - powiedział i przytulił mnie do siebie - to przecież nie twoja wina.
-Ale czuję się okropnie..
-Nie przejmuj się tym. Ważne jest to, że w końcu możemy być razem. Już nigdy cię nie zostawię.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.
Wtuliłam się w niego i siedzieliśmy tak dopóki nie zrobiło się ciemno. Nie chciałam wracać do domu. Ale niestety to było konieczne. Tata zawiózł mnie pod szkołę, gdzie zostawiłam swój samochód. Pożegnałam się z nim i umówiliśmy się na kolejne spotkanie. Dopiero gdy zniknął za bramą parkingu, podeszłam do swojego auta. Ale to, co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Było całe porysowane, szyby były powybijane, w kilku miejscach były wgniecenia i wszędzie leżało pełno szkła. Na domiar złego wszystkie 4 opony były przebite. Zakryłam usta dłonią, żeby nie zacząć krzyczeć. Kto mógł być takim idiotą, żeby zrobić coś takiego?! pytałam siebie w myślach. Nie znałam odpowiedzi. Na masce, czarnym sprejem ktoś napisał "Dziewczyna pedała". Miałam ochotę się rozpłakać. Ludzka podłość naprawdę nie znała granic. Szybko wyciągnęłam telefon i wybrałam numer brata. Na szczęście odebrał od razu.
-Dustin, błagam cię, przyjedź pod szkołę - powiedziałam nim zdążył się odezwać.
-Co? Gdzie? Po co? - spytał jakby nieprzytomny.
-Jestem pod Drasblow. Błagam cię, możesz przyjechać?
-A nie miałaś być na spotkaniu z ojcem?
-Ugh, byłam. Ale już nie jestem. Przyjedziesz?
-Eh, dobra, zaraz będę.
-Dziękuję.
Rozłączyłam się i jeszcze raz dokładnie obejrzałam samochód. Nie nadawał się do niczego. Naprawa wyniosłaby pewnie tyle samo, co nowe, sprawne auto. Złapałam się za głowę. W zobaczyłam oślepiające światła i na parking wjechał samochód Dustina. Wysiadł z niego i już chciał coś powiedzieć, ale zobaczył co było powodem mojego nagłego telefonu. Szerzej otworzył oczy i podszedł do mnie.
-Kurwa - powiedział zaskoczony - co to ma być? Kto to zrobił?
-Nie mam pojęcia - odpowiedziałam zrezygnowana - tata odebrał mnie ze szkoły. Samochód cały czas stał tutaj.
-Nie no to się w głowie nie mieści. Przecież to wandalizm!
-Dustin, powiedz mi coś, czego nie wiem. Da się coś z tym zrobić?
-Eh, jest ciemno. Ciężko stwierdzić. Wrócimy tu jutro i obejrzymy go, jak będzie jasno. Teraz wsiadaj do mnie, jedziemy do domu. Nic tu po nas. Masz klucze i dokumenty?
-Tak, zawsze noszę przy sobie.
-W porządku. Chodź.
Ostatni raz spojrzałam na swój ukochany samochód i zajęłam miejsce obok brata. Po drodze nic nie mówiliśmy. Mamie też zamierzałam powiedzieć dopiero następnego dnia. Byłam tak zmęczona, że marzyłam tylko o własnym łóżku. Tak więc zrobiłam. Przebrałam się w piżamę i po prostu poszłam spać.
[ZAYN]
USA. Byliśmy już po pierwszym koncercie. Pod hotelem stała cała masa fanek, krzyczących jak bardzo nas kochają. To naprawdę bardzo urocze. Razem z chłopakami wyszliśmy na balkon i zaczęliśmy do nich machać. Nie sądziłem, że można piszczeć jeszcze głośniej, ale im się to udało. Bez nich nic byśmy nie osiągnęli. I mieliśmy najlepszych fanów na całym świecie. Kiedy leżałem już w swoim pokoju, chciałem zadzwonić do Abigail. Ale u niej było już późna noc. Niby to tylko jeden dzień, ale już cholernie za nią tęskniłem. Patrząc w sufit starałem się ogarnąć to, co ostatnio działo się w moim życiu. A działo się sporo. Spędziłem najlepsze wakacje z dziewczyną, którą kochałem najbardziej na świecie. Przed oczami ciągle miałem jej uśmiechniętą twarz, śliczne ciemne oczy i ich wyraz, gdy na mnie patrzyła. Straciła najlepszą przyjaciółkę. Nie wyobrażałem sobie bólu, który musiała czuć. Nie znałem za bardzo Hayley. Nie mieliśmy ze sobą wiele wspólnego. Chciałem być przy swojej dziewczynie. Móc ją objąć, przytulić i powiedzieć jak bardzo ją kocham. Ale na to musiałem poczekać aż 3 tygodnie. Nagle ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju. Krzyknąłem tylko "proszę" i w progu stanął Harry.
-Schodzimy z Li do fanek. Idziesz z nami? - spytał i się wyszczerzył.
-Humor ci dopisuje Styles?
-Powiedzmy. To jak, idziesz?
-A Lou i Niall ?
-Są w bufecie. Nialler nagle odzyskał apetyt. A wiesz co to oznacza..
Zaśmiałem się i wstałem z łóżka.
-Później do was dołączę. Teraz chyba sam coś zjem.
-No nie, następny. Ludzie co was tak nagle naszło na obżeranie się?
-Spytaj mojego brzucha - zaśmiałem się.
-Nie, wolę nie. Chociaż.. - w jednej chwili do mnie podszedł - hej, brzuchu Malika, dlaczego akurat teraz usrało ci się żeby coś jeść?
-Styles jesteś nieogarnięty.
-Przecież sam mi kazałeś!
-Dobra, dobra. Idź, Liam pewnie czeka.
-On i jakieś kilka setek fanek. Ale dołączysz?
-Postaram się.
Przewrócił tylko oczami i razem wyszliśmy z mojego pokoju. On skierował się ku wyjściu, gdzie czekał już na niego Liam, a ja poszedłem do restauracji. Louis'a i Niall'a zobaczyłem od razu. Siedzieli przy jednym ze stolików z ochroniarzem, bo wszyscy ludzie w sali ciągle się na nich gapili i najchętniej pożarliby ich wzrokiem. No tak. Niektóre Directionerki mnie przerażały. Choćby tym, że wynajmowały pokoje w tym samym hotelu, żeby tylko móc nas widzieć. Kochane, ale dziwne. Gdy tylko stanąłem w progu wszyscy spojrzeli w moim kierunku. Zaczęli podnosić się z miejsc, ale na szczęście Greg to zauważył i szybko do mnie podszedł. Bezpiecznie przetransportował mnie do stolika chłopaków. Właściciel hotelu wynajmował pokoje tylko i wyłącznie pod jednym warunkiem: że będziemy mieli spokój. To chyba działało. Przywitałem się z chłopakami i zamówiłem coś z menu. W sumie apetyt mnie opuścił, ale nie chciałem przychodzić na darmo. Kiedy kelnerka przyniosła mój obiad, bez słowa zająłem się jedzeniem.
-Wychodzisz potem? - spytał Lou.
-W sensie, że co? - spytałem nie rozumiejąc.
-Eh, ciemnoto. Do fanów. Wychodzisz?
-Ah.. tak, obiecałem Harry'emu. A wy?
-Ja tak, Nialler nie.
-Czemu nie? - spytałem i spojrzałem na niego.
-Nie mam ochoty - odpowiedział po prostu.
-Ty? Ty nie masz ochoty wyjść do fanek? Ty, który mówisz, że swojej żony szukasz właśnie wśród nich, nie chcesz rozdać kilku autografów?
-Daruj sobie Zayn - warknął.
-Nie Niall. To ty sobie daruj. Rozumiem, że jest ci ciężko i w ogóle, ale przynajmniej w trasie mógłbyś się zachowywać jak człowiek. Kiedy ostatnio rozmawiałeś z jakąś fanką? Kiedy ostatnio na jakąkolwiek zwróciłeś uwagę? To im wszystko zawdzięczamy. To dzięki nim jesteśmy teraz tutaj. To dzięki nim osiągnęliśmy tak wiele. Więc nie pierdol, że nie masz ochoty.
-Wybacz Niall, ale popieram Zayn'a - powiedział Lou - on ma rację. Nie jesteś sobą.
-Wy też nie bylibyście sobą, gdyby najważniejsza dla was osoba zginęła w jakimś pieprzonym samolocie! - krzyknął i wstał - nie rozumiecie mnie. Nigdy nie zrozumiecie! Najlepiej zostawcie mnie w spokoju. Straciłem apetyt.
Po tych słowach odwrócił się i szybkim korkiem opuścił salę. Poczułem się głupio. Louis chyba też. Niepotrzebnie tak na niego naskakiwałem. Ale przecież kilka minut by go nie zbawiło. Sam też nie byłem już głodny. Rzuciłem widelcem i oparłem głowę na rękach.
-Dajmy mu chwilę - powiedział Lou - chodź, wyjdziemy do chłopaków.
-Okay, niech będzie.
Wstaliśmy więc od stołu i skierowaliśmy się ku wyjściu. Gdy tylko otworzyliśmy drzwi rozległa się burza krzyków, pisków i oklasków. Uśmiech na twarzy i mogłem iść. Lou tak samo. Harry i Liam spojrzeli na nas z wdzięcznością. Podeszliśmy do tłumu i zaczęliśmy rozdawać autografy i robić wspólne zdjęcia. Czas mijał szybko. Ręka powoli zaczynała mi "odpadać", ale nadal się uśmiechałem. Nagle jedna z dziewczyn wyłoniła się z tłumu i podała mi mały notatnik z moim zdjęciem na okładce. Zaśmiałem się i spojrzałem na nią. Była całkiem ładna. Na oko mogła mieć jakieś 17-18 lat.
-Dla kogo? - spytałem, otwierając brulion.
-Eve kochanie - powiedziała słodko - nie znasz imienia swojej przyszłej żony?
-No teraz to chyba znam - odpowiedziałem pisząc autograf.
-No ja mam nadzieję. A tak w ogóle to świetny koncert. Bawiłam się jak nigdy.
-Dziękuję, miło słyszeć.
Skończyłem pisać, zamknąłem notatnik i go jej oddałem. Trzymała w ręku aparat i patrzyła na mnie błagalnie.
-Zdjęcie? - spytałem z uśmiechem.
-No wow, umiesz czytać w myślach. W ogóle jest coś czego nie umiesz? Panie Malik?
-Tak. Nie umiem nie wyglądać idealnie - powiedziałem śmiejąc się.
Dziewczyna też wybuchnęła śmiechem. Była pierwszą fanką, z którą zamieniłem więcej niż 2 zdania. Zbliżyłem głowę do jej twarzy, a ona wyciągnęła aparat i zrobiła kilka zdjęć.
-Lubię, jak marzenia się spełniają - powiedziała chowając swoje rzeczy do torby.
-A ja lubię pomagać w spełnianiu marzeń.
-A mogę cię prosić o jeszcze jedno zdjęcie? Ale takie specjalne?
-Specjalne? Zależy, co masz na myśli - odpowiedziałem podejrzliwie.
-Oj, no po prostu chcę się do ciebie przytulić człowieku. Mogę?
-Haha, no jasne.
Podała aparat jakiejś innej dziewczynie i podeszła krok do przodu, stając obok mnie. Objąłem ją w pasie, uśmiechnąłem się do obiektywu i błysnęła migawka.
-Dziękuję za najlepszy dzień mojego życia - szepnęła mi do ucha.
-Nie ma za co. Eve, tak?
-Zapamiętałeś moje imię! - pisnęła i zaczęła skakać jak małe dziecko.
-Do zobaczenia Eve - powiedziałem z uśmiechem.
-No ja mam nadzieję.
Powoli zaczynało się ściemniać. Musieliśmy wracać do hotelu, mimo wielkiego niezadowolenia fanek. Pomachaliśmy do nich i zniknęliśmy za drzwiami budynku. Każdy z nas był wykończony i od razu skierowaliśmy się do swoich pokoi. Gdy tylko znalazłem się w swoim, poszedłem pod prysznic, ubrałem bokserki i położyłem się do łóżka. W Londynie był już ranek. Mimo wielkiego zmęczenia sięgnąłem po telefon, leżący na nocnej szafce i wykręciłem numer Abbie. Chciałem chociaż przez chwilę słyszeć jej głos. Jeżeli dobrze obliczyłem, to właśnie powinna szykować się do szkoły. Szybko wybrałem jej numer i czekałem, aż odbierze.
-Tak? - odebrała w końcu. Miała jakiś dziwny głos.
-Cześć kochanie - odezwałem się.
-Zayn! - krzyknęła - jak dobrze cię słyszeć.
-Ciebie również. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zadzwonić. Co teraz robisz?
-Ubieram się. A ty?
-Leżę w łóżku i zastanawiam się, dlaczego muszę być tak daleko od ciebie.
-Słodki jesteś.
-Zbieraj się, zaraz w moim samochodzie - usłyszałem w słuchawce głos jej brata.
-W porządku - odpowiedziała - przepraszam, to Dustin.
-Czemu w jego samochodzie?
-Eh.. no bo chodzi o to, że.. - i tu opowiedziała mi o swoim samochodzie.
Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. W głowie nie mieściło mi się, kto mógł zrobić coś takiego. Myślałem, że Drasblow to porządna szkoła. Ale chyba wszędzie znajdą się idioci, chcący popisać się swoją głupotą.
-Przepraszam, muszę kończyć.
-Dobrze. Miłego dnia.
-Usłyszałam cię. Teraz na pewno będzie miły - odpowiedziała a ja uśmiechnąłem się sam do siebie - odezwiesz się za niedługo?
-Tak, obiecuję.
-W porządku. To do usłyszenia. Kocham cię.
-Tak, ja ciebie też.
Rozłączyłem się i odłożyłem telefon na swoje miejsce. Przed zaśnięciem myślałem o minionym dniu. Koncert, wywiad i rozdawanie autografów. Przypomniała mi się twarz jednej z dziewczyn. Eve. Nie wiem, czemu o niej pomyślałem. Ale gdybym wtedy wiedział, jak namiesza w moim życiu, to na pewno zrobiłbym wszystko, żeby nigdy więcej jej nie spotkać..
-Schodzimy z Li do fanek. Idziesz z nami? - spytał i się wyszczerzył.
-Humor ci dopisuje Styles?
-Powiedzmy. To jak, idziesz?
-A Lou i Niall ?
-Są w bufecie. Nialler nagle odzyskał apetyt. A wiesz co to oznacza..
Zaśmiałem się i wstałem z łóżka.
-Później do was dołączę. Teraz chyba sam coś zjem.
-No nie, następny. Ludzie co was tak nagle naszło na obżeranie się?
-Spytaj mojego brzucha - zaśmiałem się.
-Nie, wolę nie. Chociaż.. - w jednej chwili do mnie podszedł - hej, brzuchu Malika, dlaczego akurat teraz usrało ci się żeby coś jeść?
-Styles jesteś nieogarnięty.
-Przecież sam mi kazałeś!
-Dobra, dobra. Idź, Liam pewnie czeka.
-On i jakieś kilka setek fanek. Ale dołączysz?
-Postaram się.
Przewrócił tylko oczami i razem wyszliśmy z mojego pokoju. On skierował się ku wyjściu, gdzie czekał już na niego Liam, a ja poszedłem do restauracji. Louis'a i Niall'a zobaczyłem od razu. Siedzieli przy jednym ze stolików z ochroniarzem, bo wszyscy ludzie w sali ciągle się na nich gapili i najchętniej pożarliby ich wzrokiem. No tak. Niektóre Directionerki mnie przerażały. Choćby tym, że wynajmowały pokoje w tym samym hotelu, żeby tylko móc nas widzieć. Kochane, ale dziwne. Gdy tylko stanąłem w progu wszyscy spojrzeli w moim kierunku. Zaczęli podnosić się z miejsc, ale na szczęście Greg to zauważył i szybko do mnie podszedł. Bezpiecznie przetransportował mnie do stolika chłopaków. Właściciel hotelu wynajmował pokoje tylko i wyłącznie pod jednym warunkiem: że będziemy mieli spokój. To chyba działało. Przywitałem się z chłopakami i zamówiłem coś z menu. W sumie apetyt mnie opuścił, ale nie chciałem przychodzić na darmo. Kiedy kelnerka przyniosła mój obiad, bez słowa zająłem się jedzeniem.
-Wychodzisz potem? - spytał Lou.
-W sensie, że co? - spytałem nie rozumiejąc.
-Eh, ciemnoto. Do fanów. Wychodzisz?
-Ah.. tak, obiecałem Harry'emu. A wy?
-Ja tak, Nialler nie.
-Czemu nie? - spytałem i spojrzałem na niego.
-Nie mam ochoty - odpowiedział po prostu.
-Ty? Ty nie masz ochoty wyjść do fanek? Ty, który mówisz, że swojej żony szukasz właśnie wśród nich, nie chcesz rozdać kilku autografów?
-Daruj sobie Zayn - warknął.
-Nie Niall. To ty sobie daruj. Rozumiem, że jest ci ciężko i w ogóle, ale przynajmniej w trasie mógłbyś się zachowywać jak człowiek. Kiedy ostatnio rozmawiałeś z jakąś fanką? Kiedy ostatnio na jakąkolwiek zwróciłeś uwagę? To im wszystko zawdzięczamy. To dzięki nim jesteśmy teraz tutaj. To dzięki nim osiągnęliśmy tak wiele. Więc nie pierdol, że nie masz ochoty.
-Wybacz Niall, ale popieram Zayn'a - powiedział Lou - on ma rację. Nie jesteś sobą.
-Wy też nie bylibyście sobą, gdyby najważniejsza dla was osoba zginęła w jakimś pieprzonym samolocie! - krzyknął i wstał - nie rozumiecie mnie. Nigdy nie zrozumiecie! Najlepiej zostawcie mnie w spokoju. Straciłem apetyt.
Po tych słowach odwrócił się i szybkim korkiem opuścił salę. Poczułem się głupio. Louis chyba też. Niepotrzebnie tak na niego naskakiwałem. Ale przecież kilka minut by go nie zbawiło. Sam też nie byłem już głodny. Rzuciłem widelcem i oparłem głowę na rękach.
-Dajmy mu chwilę - powiedział Lou - chodź, wyjdziemy do chłopaków.
-Okay, niech będzie.
Wstaliśmy więc od stołu i skierowaliśmy się ku wyjściu. Gdy tylko otworzyliśmy drzwi rozległa się burza krzyków, pisków i oklasków. Uśmiech na twarzy i mogłem iść. Lou tak samo. Harry i Liam spojrzeli na nas z wdzięcznością. Podeszliśmy do tłumu i zaczęliśmy rozdawać autografy i robić wspólne zdjęcia. Czas mijał szybko. Ręka powoli zaczynała mi "odpadać", ale nadal się uśmiechałem. Nagle jedna z dziewczyn wyłoniła się z tłumu i podała mi mały notatnik z moim zdjęciem na okładce. Zaśmiałem się i spojrzałem na nią. Była całkiem ładna. Na oko mogła mieć jakieś 17-18 lat.
-Dla kogo? - spytałem, otwierając brulion.
-Eve kochanie - powiedziała słodko - nie znasz imienia swojej przyszłej żony?
-No teraz to chyba znam - odpowiedziałem pisząc autograf.
-No ja mam nadzieję. A tak w ogóle to świetny koncert. Bawiłam się jak nigdy.
-Dziękuję, miło słyszeć.
Skończyłem pisać, zamknąłem notatnik i go jej oddałem. Trzymała w ręku aparat i patrzyła na mnie błagalnie.
-Zdjęcie? - spytałem z uśmiechem.
-No wow, umiesz czytać w myślach. W ogóle jest coś czego nie umiesz? Panie Malik?
-Tak. Nie umiem nie wyglądać idealnie - powiedziałem śmiejąc się.
Dziewczyna też wybuchnęła śmiechem. Była pierwszą fanką, z którą zamieniłem więcej niż 2 zdania. Zbliżyłem głowę do jej twarzy, a ona wyciągnęła aparat i zrobiła kilka zdjęć.
-Lubię, jak marzenia się spełniają - powiedziała chowając swoje rzeczy do torby.
-A ja lubię pomagać w spełnianiu marzeń.
-A mogę cię prosić o jeszcze jedno zdjęcie? Ale takie specjalne?
-Specjalne? Zależy, co masz na myśli - odpowiedziałem podejrzliwie.
-Oj, no po prostu chcę się do ciebie przytulić człowieku. Mogę?
-Haha, no jasne.
Podała aparat jakiejś innej dziewczynie i podeszła krok do przodu, stając obok mnie. Objąłem ją w pasie, uśmiechnąłem się do obiektywu i błysnęła migawka.
-Dziękuję za najlepszy dzień mojego życia - szepnęła mi do ucha.
-Nie ma za co. Eve, tak?
-Zapamiętałeś moje imię! - pisnęła i zaczęła skakać jak małe dziecko.
-Do zobaczenia Eve - powiedziałem z uśmiechem.
-No ja mam nadzieję.
Powoli zaczynało się ściemniać. Musieliśmy wracać do hotelu, mimo wielkiego niezadowolenia fanek. Pomachaliśmy do nich i zniknęliśmy za drzwiami budynku. Każdy z nas był wykończony i od razu skierowaliśmy się do swoich pokoi. Gdy tylko znalazłem się w swoim, poszedłem pod prysznic, ubrałem bokserki i położyłem się do łóżka. W Londynie był już ranek. Mimo wielkiego zmęczenia sięgnąłem po telefon, leżący na nocnej szafce i wykręciłem numer Abbie. Chciałem chociaż przez chwilę słyszeć jej głos. Jeżeli dobrze obliczyłem, to właśnie powinna szykować się do szkoły. Szybko wybrałem jej numer i czekałem, aż odbierze.
-Tak? - odebrała w końcu. Miała jakiś dziwny głos.
-Cześć kochanie - odezwałem się.
-Zayn! - krzyknęła - jak dobrze cię słyszeć.
-Ciebie również. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zadzwonić. Co teraz robisz?
-Ubieram się. A ty?
-Leżę w łóżku i zastanawiam się, dlaczego muszę być tak daleko od ciebie.
-Słodki jesteś.
-Zbieraj się, zaraz w moim samochodzie - usłyszałem w słuchawce głos jej brata.
-W porządku - odpowiedziała - przepraszam, to Dustin.
-Czemu w jego samochodzie?
-Eh.. no bo chodzi o to, że.. - i tu opowiedziała mi o swoim samochodzie.
Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. W głowie nie mieściło mi się, kto mógł zrobić coś takiego. Myślałem, że Drasblow to porządna szkoła. Ale chyba wszędzie znajdą się idioci, chcący popisać się swoją głupotą.
-Przepraszam, muszę kończyć.
-Dobrze. Miłego dnia.
-Usłyszałam cię. Teraz na pewno będzie miły - odpowiedziała a ja uśmiechnąłem się sam do siebie - odezwiesz się za niedługo?
-Tak, obiecuję.
-W porządku. To do usłyszenia. Kocham cię.
-Tak, ja ciebie też.
Rozłączyłem się i odłożyłem telefon na swoje miejsce. Przed zaśnięciem myślałem o minionym dniu. Koncert, wywiad i rozdawanie autografów. Przypomniała mi się twarz jednej z dziewczyn. Eve. Nie wiem, czemu o niej pomyślałem. Ale gdybym wtedy wiedział, jak namiesza w moim życiu, to na pewno zrobiłbym wszystko, żeby nigdy więcej jej nie spotkać..
_____________________________
Jest następny ;) Ehh.. cierpię na brak weny ;/ Ale co tam :D
Piszcie jak wam się podoba ;) Tylko szczerze! Jeżeli macie jakieś uwagi, to śmiało ;)
Pomyślę nad nimi ;) I zrobicie coś dla mnie?
W ankiecie jest, że 41 osób czyta to opowiadanie. Mogłabym prosić o komentarz od każdej z was?
Tak bardzo bardzo bardzo bardzo ładnie was proszę ♥ Poprawcie mi humor :(
Pobijmy rekord komentarzy! Jesteście za? :D
KLAWIATURY W RUCH DZIEWCZYNY!
Następny wkrótce ♥
+Dodawajcie się do obserwatorów na One Reason To Love ♥.
Chcę wiedzieć ile osób będzie czytać kolejne opowiadanie ;)
Love !